Dzisiaj PAMIĘTAMY!

„… Warszawa rzuciła swe dzieci,

po jutra wolnego nadzieję…”

(Edward Eugeniusz Chudzyński „Edward”)

2018-08-01-15-51-18

 

Dzisiaj skromnie tekstowo, ale PAMIĘTAM i słucham pięknej muzyki, którą co roku wydaje Muzeum Powstania Warszawskiego.

Pamiętajcie też o wysłaniu kartki do Powstańców.

PS. Nawiasem mówiąc, słucham tych płyt nie tylko dzisiaj, ale przez cały rok, a tegoroczna edycja  F O G G  jest arcyfascynująca.

Warszawo

PAMIĘTAMY!

 

 

Wegański „smalczyk” czyli dawanie radości

img_4796

powiedział Atiśa

Weź:  1,5 szklanki ugotowanej białej fasoli, pół dużej cebuli, pół winnego jabłka, trzy bulwy topinambura (opcjonalnie), dwie garście suszonego majeranku, sól, pieprz do smaku, łyżkę oleju kokosowego, 1 łyżkę oleju do smażenia, 2 średnie słoiki, kawałek płótna, ozdobny sznurek i masz gotowy wyjątkowy prezent dla bliskiej osoby,

bo szczęście oparte na szczodrości i dawaniu jest jednym z najpiękniejszych doświadczeń jakie może dać nam życie. Kiedy bezinteresownie mogę sprawić komuś przyjemność, podzielić się zrobionymi własnoręcznie przetworami, podarować drobiazg, o którym ktoś marzy, dla mnie jest to najpiękniejsza chwila. Ofiarowanie obrazka z własnoręcznie wykaligrafowanym, inspirującym hasłem też może być cudownym gestem.

Szczodrość poświęconego czasu, uwagi, zainteresowania, ponad szczodrością pieniędzy. Zawsze wolałam ofiarowywać tego rodzaju prezenty. Kilka wspólnych chwil, niespodzianka w postaci posprzątanego ogródka, nieoczekiwana wizyta z pizzą – czyż takie prezenty nie są dla nas najmilsze? „Najwyższą Szczodrością jest Dawanie Radości” – powiedziane przez Atiśię, średniowiecznego, indyjskiego mistrza i uczonego, te słowa inspirują mnie i nakręcają do podejmowania wysiłku.

Jak już pewnie zauważyliście, jestem zwolenniczką drobnych kroków i czynów, ponad ogromnymi skokami i rewolucjami. Tutaj też drobiazgi mogą mieć znaczenie, i na zbliżający się Dzień Babci i Dzień Dziadka, przekażę ważną dla mnie myśl,  pamiętajcie o malutkich, codziennych czynach, to one dają szczęście nam i naszym bliskim.

img_4814

Samo przygotowanie „smalczyku” jest dość proste. Cebulę , topinambur (obrany) i jabłko (ze skórką, co dodaje trochę koloru i faktury) kroimy w drobną kosteczkę (do pół cm). Na patelence rozgrzewamy masło kokosowe i olej, wrzucamy cebulę i smażymy przez około 5 minut, na wolnym ogniu, często mieszając, potem dodajemy jabłko i topinambur i garść suszonego majeranku. Smażymy, znowu często mieszając, i znowu na wolnym ogniu, i jeszcze przez 5-10 minut, aż cebulka będzie złoto-brązowa (pamiętacie utwór The Stranglers o tym tytule? Muzyka przepiękna, ale tekst o zdarzeniach zupełnie nieadekwatnych do tego wpisu). Podczas smażenia cebulki, miksujemy fasolę w malakserze, albo innym robocie kuchennym, na gładką lub mniej gładką masę. Podczas miksowania dodajemy pozostałą część majeranku, sól, pierz do smaku. Kiedy podsmażone składniki trochę przestygną, mieszamy je ze zmiksowaną fasolą. Przekładamy do słoików i gotowe. Jemy, mniam, można z chrzanem lub musztardą, na chlebie lub plasterku surowego topinambura. W lodówce przechowujemy przez kilka dni.

img_4824

Jak zamierzam wytrwać w noworocznych postanowieniach

Pierwszy tydzień stycznia. Sylwestrowe brokaty już opadają, zabawy cichną i wracamy do normalnego życia. W pierwszych dniach nowego roku w przestrzeni dominuje temat celów,  postanowień. Zastanawiałam się ilu z nas udaje się zrealizować noworoczne deklaracje.

Osobiście raczej nigdy nie wiązałam żadnych swoich postanowień ze zmianą daty w kalendarzu, były to raczej decyzje stopniowe, które dojrzewały w czasie, by osiągnąć ciężar gatunkowy i pojawić się. Gorzej mam zawsze z trzymaniem się tych deklaracji. Tutaj chyba nie jestem wyjątkiem. Wiele z ambitnych zamierzeń rozmywało się w realiach dnia codziennego, żeby nie powiedzieć otwarcie, w lenistwie. Może i dla mnie przyszedł moment, żeby podnieść rękawicę i postawić sobie cele, które chciałabym w 2017 roku zrealizować. Kilka z nich jest na pewno dość ogólnych i wydawałoby się łatwych do realizacji, ale nawet nr 5 „być cierpliwa” może być dość karkołomne by tego dotrzymać.

 

W każdym razie będę się starać  i mam kilka pomysłów, co mogłoby mi w tym pomóc.

  • Wielkie zmiany składają się z małych kroczków, dlatego działać powoli ale do przodu. Jeżeli obieramy za cel trudny problem, np. więcej ruchu, może zacząć od pokonywania na piechotę, zamiast windą, jednego piętra, potem dwóch, itd. Z czasem drobne decyzje doprowadzą nas do czegoś dużego i znaczącego.
  • Nie porzucać celu pomimo niepowodzenia w trakcie roku.”Nie od razu Rzym zbudowano”
  • Codziennie widzieć to co postanowiałam (karteczki na widoku), by pomogło mi trwać.

postanowienie

Chętnie poznam Wasze doświadczenia z dotrzymywaniem noworocznych postanowień.

Pozdrawiam Wszystkich i trzymam kciuki za Was i za siebie. Czuwaj!

PS. Zapomniałam o najważniejszym postanowieniu – KOŃCZYĆ TO, CO ZACZYNAM ! Dla mnie to chyba najważniejsze.

 

Najlepsze jagody pod słońcem, opowieść o jagodzie kamczackiej

Jagoda kamczacka – najzdrowsza jagoda

Nic nie jest trwałe. Cały świat wokół nas nieustannie się zmienia. Nawet najtwardszy kamień podlega erozji, nie mówiąc już o naszych organizmach. Pomimo to, żeby przez długie lata pozostać w dobrym zdrowu powinniśmy bardzo zwracać uwagę na to co jemy.

Wiele z schorzeń, które nas dotykają mają podłoże metaboliczne (niektórzy naukowcy twierdzą, że nawet ponad 80%), czyli wpływa na nie to co spożywamy. Jednym z najbardziej niszczycielskich procesów wpływającym na nasze ciało jest utlenianie, które powodować może powstawanie wolnych rodników a potem komórek rakotwórczych, stanów zapalnych, reakcji alergicznych.

Owocem, który jest prawdopodobnie najmocniejszym przeciwutleniaczem – jest mało u nas znana jagoda kamczacka. Jej współczynnik ORAC wynosi 21 647/100g świeżego owocu (zalecana dzienna dawka to 5 000 – 1/4 szklanka jagody kamczackiej), i jest o prawie 5 000 pkt wyższy niż współczynnik aronii (16 062), i czterokrotnie wyższy niż ORAC borówki amerykańskiej (4 669).

W 100g owocu jagoda ta zawiera aż 59 mg Wapnia, 65 mg Witaminy C, i 48mg Fosforu, znacznie więcej niż winogrona i pomidory.

Fito-substancje zawarte w tych jagodach mają ochronny wpływ na wątrobę, tkankę nerwową, naczynia kwrionośne, siatkówkę i naczyniówkę oka, działają przeciwcukrzycowo, przeciwzawałowo, antyoksydacyjnie, przeciwzapalnie, przeciwzakrzepowo. Mają również działanie ochronne na trzustkę, układ wieńcowy, rozszerza naczynia i zapobiega miażdzycy. Polecane przy: stanach zapalnych wątroby, trzustki, nerek, degradacji układu nerwowego, nieszczelności i stanach zapalnych jelitchoroby alergiczne, degradacje i stany zapalne oka, itd, itd.

Niestety, na większości bazarków te jagody są niedostępne, dlatego trzeba samemu je uprawiać. Mi, kilka lat temu, w stoisku ogrodniczym zwykłego supermarketu, udało się kupić trzy sadzonki. Poszukajcie. Podobno łatwo można przygotować sadzonki – ja właśnie próbuję.

Jagody kamczackie (nazwa poprawna wiciokrzew siny) rosną w rejonie Azji Północno-Wschodniej. Są krzewami odpornymi na srogie warunki pogodowe, czyli idealne do naszego klimatu. Kwitną wczesną wiosną, a owocują właśnie teraz, znacznie przed, tak popularnymi borówkami amerykańskimi. Nie są trudne w uprawie. Jako większe krzaki znoszą nawet przesadzanie – dwa lata temu moje wykopane były na kilka dni w związku z pracami remontowymi na moim osiedlu, i przeżyły. W tym roku owocują u mnie po raz czwarty. W pierwszym roku były słownie dwa owocki, a w tej wiosny zebrałam z trzech małych krzaczków ponad szklankę jagód.

Kwaskowe w smaku, są  dzięki temu świetnym składnikiem koktajli albo doskonałe jako dodatek do naleśników.

Jeżeli uda Wam się kupić gdzieś takie jagody to najlepiej jeść je na surowo. Proponuję np. taki koktajl mojego pomysłu, ze świetnie zrównoważonymi smakami.

Koktajl/smoothie z jagodami kamczackimi (wegański) dla dwóch osób

2 banany

3/4 szklanki truskawek

1/2 szklanki jagód kamczackich

5 dużych liści mięty najlepiej pieprzowej

1/2-3/4 szklanki wody

Na zdrowie! 🙂

PS. W następnym odcinku placuszki wegańskie z jogurtem greckim i jagodami. Czuwaj!

 

Żródła:

http://www.rozanski.li; http://www.jagoda-kamczacka.com; http://www.pl.wikipedia.org

Babka na talerzu – pierwszy krok do samowystarczalności

Samowystarczalność. Moim sekretnym marzeniem jest mieszkać w domu otoczonym wielkim ogrodem, z ogromnym warzywnikiem. Widzę siebie jak gotuję wykorzystując wszystko co może ofiarować mi pani Flora. Chciałabym omijać sklepy tak często jak to tylko możliwe, znajdując w ogrodzie i otaczającej przyrodzie jedzenie jakiego potrzebuję. Dlatego jedną z książek, do których ostatnio często sięgam jest „Dzika kuchnia” Łukasza Łuczaja. Dzięki niej bawię się ostatnio w „babkę zielarkę” i chodzę z nosem w trawie.

IMG_4349

Jeden z ostatnich weekendów był sponsorowany przez literę B jak babka (lancetowata). Wraz z cudowną gospodynią miejsca sobotnio-niedzielnego wypadu, zbierałyśmy jadalne dzikie rośliny, ścigając się z koszącym trawę gospodarzem. Ja ograniczyłam się do poszukiwania babki, o której wcześniej trochę czytałam, natomiast moja towarzyszka zbierała dodatkowo szczaw, popularny niegdyś, a teraz raczej zapomniany.

Babka lancetowata – w naszych ogródkach uważana obecnie za chwast, była i jest w zielarstwie ważnym materiałem. Jej wyciąg stosowany jest w schorzeniach układu pokarmowego i oddechowego (działanie przeciwkaszlowe, przeciwzapalne i osłaniające), zewnętrznie – surowe liście to popularne antidotum na ukąszenia owadów i rany. Różne gatunki babki stosowane były w kuchniach ludowych na całym świecie, od Francji i Włoch po Chiny, a nawet Amerykę Północną.

Babka lancetowata występuje na suchych, piaszczystych łąkach, a liście zbiera się po kwitnieniu, od maja do września.

Od dawna poszukiwałam tego ziela, bo chodziło mi właśnie o tę odmianę, i wreszcie udało się, a moje zbiory postanowiłam wykorzystać w mojej kuchni. Jestem wielką miłośniczką indyjskich dań zbożowych – dlatego babka lancetowata wydała mi się wprost idealna jako nadzienie placków paratha – popularnych indyjskich chlebków. Często robię sobie tego rodzaju przysmaki na zimny lunch do pracy. Co i Wam polecam.

paratha1

Przepis

300 g mąki pół na pół zwykłej i pełnoziarnistej pszennej typ 2000

2-3 łyżki oleju kokosowego lub ghee (masła klarowanego, najlepiej własnej produkcji)

łyżeczka soli (najlepiej różowej himalajskiej)

około pół szklanki wody

pęczek liści babki lancetowatej

1-2 łyżki oliwy z oliwek

1 łyżeczka kuminu (kmin rzymski)

1 łyżeczka garam masala

suszona lub świeża papryczka chilli

Ciasto: Do mąki dodajemy sól i olej kokosowy, palcami rozdrabniając, żeby otrzymać jednolitą, sypką „masę”, a następnie stopniowo dodajemy wodę, wyrabiamy, żeby otrzymać ciasto o konsystencji plasteliny i odkładamy przykryte na 30 minut do lodówki.

Farsz: Liście babki tniemy na 1-2 cm kawałki. Na rozgrzaną patelnię wrzucamy kumin, prażymy przez chwilę, dodajemy świeżej lub suszonej chilli (ja lubię ostro i dodaję porządną szczyptę), a następnie oliwę, garam masalę i dusimy przez maksimum 5 minut pod przykryciem.

Ciasto dzielimy tak aby otrzymać 16 kulek i każdą rozwałkowujemy by utworzyć równe placki o średnicy około 10 cm. Na jednym placku kładziemy łyżeczkę farszu, równomiernie na całej pwierzchi (oprócz boków), przykrywamy drugim plackiem i delikatnie wałkujemy by połączyć warstwy. Nadmiar płynu, który mogą puścić duszone liście, możemy odsączyć ściereczką, następnie podpiekamy na rozgrzanej, suchej patelni przez 1-2 minuty z każdej strony. Placki najlepiej smakują z jogurtem (tradycyjnym lub wegańskim) z miętą i kolendrą z kapką soku z cytryny i skórką cytrynową. Polecam jako przekąskę lub lunch do pracy.

Ciasto można zrobić dzień wcześniej i przechować w lodówce.

Źródła: „Dzika Kuchnia” Łukasz Łuczaj, „Zioła w doniczkach” Effie Romain, Sue Hawkey, http://www.rozanski.li ,

paratha2

Wymiennik czyli bez pieniędzy też można

Dziwnie może wygląda ten tytuł, ale to prawda.

Z ideą funkcjonowania bez ogólnie przyjętych środków płatniczych – pieniędzy, spotkałam się po raz pierwszy podczas wielkiego kryzysu sprzed blisko sześciu lat. Podczas przeglądania internetu natknęłam się na filmik o społeczności greckiego miasteczka, które w obliczu braku gotówki i problemów bankowych potrafiła funkcjonować i zorganizować życie bez pieniędzy.  Ku akceptacji mieszkańców oraz niektórych miejscowych firm, została wprowadzona alternatywna waluta, którą można było płacić za wiele produktów i usług, a pracownicy i firmy mogły być w części wynagradzane w ten sposób. Alternatywna waluta tworzona była w momencie zaistnienia „przysługi”. Nie brały w tym udziału żadne instytucje finansowe. Nie pamiętam jaki był sposób „emisji” alternatywnych pieniędzy, czy były to zapisy prowadzone przez urzędników miejskich, czy po prostu przysługi zapisywane w specjalnym rejestrze mieszkańców, w każdym razie, pomysł ten umożliwił funkcjonowanie bez gotówki miasteczka – z warsztatem samochodowym, kawiarnią czy okolicznymi rolnikami włącznie.

(Osobom zainteresowanym historią podobnych działań, polecam przypadek z 1933 roku z austriackiego miasteczka Wörgl, które chcąc przeciwdziałać wszechobecnemu kryzysowi, wprowadziło alternatywną walutę, niezależną od emitowanego przez banki pieniądza, co następnie  przyczyniło się do rozwoju i spadku bezrobocia. Niestety historia skończyła się dość szybko, po interwencji autriacki instytucji podatkowych.)

Idea bezgotówkowego funkcjonowania wydała mi się niezmiernie interesująca, a wręcz stała się w pewnym momencie moją pasją. Marzyłam o tym, żeby na naszym podwórku udało się zrealizować taki pomysł, i kiedy w pewnym momencie na FB znalazłam informację, że w Warszawie odbędzie się spotkanie grupy inicjującej powstanie społeczności wzajemnych przysług, funkcjonującej bez pieniędzy, byłam niezmiernie ucieszona. I od tamtej pory jestem częścią Wymiennika.

 

https://i0.wp.com/www.radiownet.pl/system/post_gallery_images/images/51775/normal/wymiennik-transparent.png

logo Wymiennika

 

Idea nie jest wcale skomplikowana. Wszystko polega na wzajemnym wykonywaniu przysług na rzecz członków wymiennikowej społeczności, które zapisywane są w rejestrze dostępnym on-line. Przysługi/wymiany zapisywane są w alternatywnej walucie nazwanej Alterki, za które można zrewanżować się za przysługę, kolejnym osobom z grupy. Nie jest konieczna, ale jest możliwa, wzajemna wymiana przysług dwóch osób. Około 2% wartości alterek (po jednym od wykonującego przysługę i przyjmującego) pobierana jest na rzecz pracy społeczności. Za to wynagradzani są animatorzy wymian, organizatorzy bazarków, graficy itd.

Co można znaleźć na wymiennikowej liście ofert? Praktycznie wszystko. Od pomocy w remoncie mieszkania, przez usługi fryzjerskie, naprawy roweru, pomoc w nauce, w przeprowadzce, opiece nad dziećmi, zwierzętami, przekazanie niepotrzebnych sprzętów domowych czy ubrań, aż do ugotowania obiadu, upieczenia ciasta, czy podzielenie się nadwyżką własnych owoców i warzyw.

Alterki powstają w momencie zaistnienia wymiany. Jest to tylko forma zapisu wagi przysługi wykonanej na rzecz drugiej osoby. Alterkowa waluta nie ulega dewaluacji. Nie ma formy oprocentowanego kredytu. Nawet jeśli nie masz nic, co mógłbyś komuś ofiarować, zawsze możesz pomóc w sprzątaniu mieszkania czy wyprowadzić psa – i przysługa wykonana.

Poza tym bezcenną wartością dodaną Wymiennika jest poznawanie nowych osób, zacieśnianie więzi lokalnych, nawiązywanie przyjaźni, a nawet pojawianie się miłości. Pomimo tego, że Wymiennik został zainicjowany w Warszawie, w tej chwili nie jest ograniczony tylko do stolicy. Zdarzają się wymiany międzymiastowe. CrazyLittlePolka. bardzo lubi takie społeczne inicjatywy i goraco je poleca. Czuwaj.

Link do strony Wymiennika

 

PLED W KOLOROWE KWADRATY CD.

IMG_2097

 

Zaczął padać śnieg, dlatego ciepły pled przyda się. Kontynuuję prace.

Od poprzedniego wpisu przybyło dziewięć kwadratów czyli mam już 64 sztuki. Tempo nie jest oszałamiające, bo zapracowana kobieta jak ja ma niewiele wolnego. Wykorzystuję każdą chwilę. Nawet oglądając filmy muszę czymś zająć ręce – mam taki specyficzny rodzaj ADHD – robótkowe. Zawsze coś dziergam, pruję albo łuskam nasionka. Robienie na drutach zwane drutowaniem, jest moim uspokajaczem, rodzajem mantry. Powtarzanej bez końca. Wiem, to nie jest odkrywcze, ale przyznaję, empirycznie sprawdzone. Często pruję moją robotę, kiedy nie jestem z niej zadowolona, i potrafię to robić bez końca i bez żalu – i jest to jak rozsypywanie mandali, która wcześniej z takim pietyzmem sypana była przez mnichów.

Pierwsze rozłożenie kwadratów zaczerwieniło podłogę. Jak dla mnie wygląda obiecująco. Myślę, że już 2/3 drogi za mną. Muszę się spieszyć by skończyć przed nadejściem wiosny. A jak nie to co? Ano nic, wiosna czy lato też czasami bywają chłodne i pled na pewno też się wtedy przyda .

A potem zacznę robić następny pled, i będzie to prezent, ale to już materiał na inną opowieść. Życzę ciepełka.

IMG_2249

PS. Na prośbę czytelników wrzucam zdjęcie gotowego dzieła – dziergaliśmy, dziergaliśmy i wydziergaliśmy… Hurra!

Teraz czytam „Inszallah”

Książka, którą teraz czytam rzuca na kolana od pierwszych stron, wali między oczy i nie pozwala oderwać oczu. Potem akcja trochę się uspokaja i powoli wchodzimy w świat żołnierzy włoskich w pogrążonym w wojnie Bejrucie – bohatera zbiorowego tej powieści. Każdy z tych mężczyzn jest inny, ciekawy, nienudny. Polecam, dobrze mi się ją czyta, choć cegła ogromna, bo przeszło 800 stron.

slaid009

Ciekawą kobietą była ta Oriana.

Myślę, że jeszcze trochę czasu zajmie mi lektura, bo taka zwykła, pracująca kobieta jak ja,  musi czas poświęcony książkom, kraść z innych obowiązków. A i człowiek chciałby czasami po prostu poleniuchować i nic nie robić po pracy.