Z pamiętnika sfrustrowanej urzędniczki

I znowu moje wczorajsze, wieczorne plany spaliły na panewce. Dlaczego? Przez zmęczenie, po pracy. Może stąd mój minorowy nastrój, wcale nie przez jesień. Chciałam przygotować kolejny wpis kulinarny, obrobić i wrzucić zdjęcia. No i … (jakby tu powiedzieć nie używając słów uważanych za wulgarne)… kiszka ziemniaczana. Dzisiaj, nie wiem czy bardziej ze złości na samą siebie, czy moją karmę, zaczęłam wyrzucać z siebie te słowa.

img_4686

Dziś rano, w drodze do kolejnego dnia w pracy, przejeżdżałam obok pięknie rozświetlonego porannym słońcem Pola Mokotowskiego. Pierwszą myślą było – przecież powinnam właśnie w tej chwili wysiąść i robić zdjęcia – światło, kolory cudowne, nastrój zdjęć niepowtarzalny. Ale jak, kiedy za 10 minut ósma, nawet czasu brak by cyknąć coś komórką. Co to za życie? Moje, tak jak i pewnie wielu osób, coraz częściej przypomina nowoczesne niewolnictwo.To co wypracujesz daje Ci tylko tyle, by przeżyć, przebiedować. Wkładasz w to, niestety tyle wysiłku, że osiągnięcie jakiejkolwiek zmiany nie jest możliwe. Dla mnie praca biurowa jest jedynie sposobem na rachunki, a fotografia moim od lat niespełnionym marzeniem. Pisanie dla Was, dla tej garstki, która chce mnie czytać, jest dla mnie światełkiem w tunelu, tym, co nie pozwala mi odwiesić aparatu na kołek.

„Staraj się, a wszystko Ci się uda””możesz””wszystko jest w Twoich rękach”. Internet i blogosfera pełne są wpisów w tym duchu. A jeżeli nic Ci się nie udaje, wszyscy twierdzą, że za mało się starałeś. Czyżby? Zbieg okoliczności to nic, obecność w odpowiednim miejscu i czasie, podjęcie dobrej decyzji. Nie zawsze „wina” jest nasza.

img_4710

Większość blogerów w sieci, chwali się swoimi sukcesami, o porażkach wpisów jest niewiele. Są niemodne? W złym guście? A przecież nasze życie, no, na pewno moje, składa się w większości z porażek. Ten wpis dedykuję tym wszystkim, którym nie udaje się pchnąć swojego życia do przodu.

Te wszystkie poradniki, jak się dokształcać, jak lepiej wykorzystać czas, jak czytać w drodze do/z pracy są w praktyce prawie nierealizowalne. Jak po całym dniu sprintu w pracy (5 dni w tygodniu, przez 52 tygodnie w roku) regularnie czytać, dokształcać się, doszkalać, pracować na siebie – kiedy oczy są zmęczone, kiedy umysłowy błysk wyparował, fizycznie ciało też nie daje rady, kiedy potrzebny jest reset i nicnierobienie. „Tylko 15 minut codziennie dla siebie zmieni Twoją przyszłość”  – ale jak często można wykrzesać ten czas, kiedy praca wyciąga z Ciebie wszystkie soki i padasz wchodząc za próg domu, a tam drugi etat, wiecie jaki. Naprawdę, podziwiam tych co na dłuższą metę, dają radę przezwyciężyć swoją słabość. Ja tak nie potrafię.

img_4693_1

 

Użalam się nad sobą? Może tak, ale powoli tracę nadzieję, że kiedyś wyjdę z biura i nigdy tam już nie wrócę. Jednak jest tyle osób, co mają po stokroć gorszą sytuację. O co mi chodzi? No właśnie, o co? Może nigdy nie zakończę kariery starszego referenta. Może. No i co, nic. Świat się nie skończy. Poświęcanie rodziny, przyjaciół, zdrowia nie są warte walki o ziszcanie marzeń, nie dla mnie, i … jak nie w tym życiu to w następnym, albo jeszcze później. Najważniejsza nie jestem ja i moje frustracje, ale to wszystko co jest poza mną, a sprawy niech płyną swoim tempem. Kiedyś może drzwi pootwierają się, a jak nie, to też dobrze.

img_4712

 

Na koniec, w ramach mobilizacji, powinnam wyznaczyć sobie zadanie: w ciągu tygodnia zrobię „to i to”, ale wiem, że życie z tygodnia zrobi miesiąc lub dwa, bo sami wiecie jak to jest, ale spróbuję:

w ciągu tygodnia pojawi się kolejny kulinarny wpis i chciałabym powoli fotograficznie kończyć mój ogrodniczo-uprawowy sezon.

I tym optymistycznym akcentem kończymy dzisiejszą audycję. Czuwaj!

img_4714

PS. Wpis ilustrowany jest zdjęciami z nieodległego, jesiennego pobytu na zaprzyjaźnionej działce.

Jarzębinowo mi, czyli 4 propozycje na wykorzystanie owoców jarzębiny

Takie piękne czerwone kuleczki. Prawda?

Nie dość, że śliczne, to jeszcze można je jeść. Jarzębina, czyli jarząb, można suszyć, zasypywać cukrem, robić na nim nalewki, wytrawne konfitury, wykorzystywać jako dodatek do dań i wypieków. Smak ma cierpki i dominujący, i najlepiej równoważyć go słodyczą cukru albo solą i mocnymi ziołami, np. rozmarynem.

Jarząb ma właściwości ściągające, przeciwzapalne na przewód pokarmowy, stosowany przy zaburzeniach trawienia i biegunkach z uwagi na lekkie właściwości zapierające oraz przy osłabieniu czynności nerek. Pesteczki znajdujące się w owocach zawierają amigdalinę, czyli witaminę B17, cenną przy terapii przeciwnowotworowej. To tylko kilka pzykładów z leczniczych właściwości jarzębiny.

Moimi dzisiejszymi porpozycjami chciałaby zainspirować Was do poszukiwania i eksperymentowania z tymi owockami.

Na początek po prostu jarzębina w cukrze.

Niektórzy twierdzą, że owoce najlepiej wcześniej przemrozić kilka godzin, by kwas parasorbowy rozłożył się w łatwiej przyswajalny kwas sorbowy, ale to samo dzieje się podczas gotowania, więc nie ma takiej potrzeby.

img_0008_1

Do rondla wrzucamy owoce jarzębiny i cukier w proporcji 2:1, i wiecie co, powiem wam jak przygotowuję moje konfitury, owoce zmieszane z cukrem po prostu wkładam do słoików, zakręcam i ustawiam na deskach w zimnym piekarniku. Nastawiam temperaturę, na początek na 130 stopni i 1,5 godziny od czasu osiągnięcia górnej temperatury. Owoce podczas pieczenia puszczają sok, jednocześnie nie rozpadając się. Jarzębina na dość suche owoce, dlatego nie zaszkodzi jeżeli do każdego słoika wlejemy jedną, dwie łyżki wody. Następnego dnia, słoiki najlepiej jeszcze pasteryzować w piekarniku przez godzinę w temperaturze 90 stopni.

Jarzębina w cukrze będzie świetnym dodatkiem do serów, i przeróżnych roślinnych burgerów.

 

img_4611

Kolejnym poziomem wtajemniczenia jest chutney jarzębinowo-gruszkowy .

składniki na dwa małe słoiczki:

2 słodkie gruszki, obrane i pokrojone w kostkę

2 łyżki owoców jarzębiny

4 łyżki octu jabłkowego

1/2 łyżki świeżego imbiru pokrojonego w cienkie plasterki

8 goździków

4 strączki kardamonu

2 łyżki cukru

2 łyżki wody

img_4620

Wszystkie składniki wrzucamy do rondelka, dusimy pod przykryciem przez godzinę, potem jeszcze gorący chutney przekładamy do czystych słoiczków. Następnego dnia radzę słoiczki pasteryzować przez 1,5 godziny, i jeszcze następnego przez godzinę. Dzięki temu słoiki zamkną się i będziemy mogli przechowywać je po prostu w spiżarni. Początkowo starałam się w ogóle nie dodawać cukru, niestety cierpkość jarzębiny za bardzo się wybijała i trzeba ją było zrównoważyć słodkością. Chutney świetnie pasuje do samosów – pieczonych pierożków warzywnych.

img_0006a

A teraz czas na foccacię z jarzębiną (zainspirowane przez „Dziką kuchnię” Łukasza Łuczaja). Tak przygotowana foccacia najbardziej pasuje jako dodatek do curry z dynią i tofu. Bazą jest ciasto do pizzy, według przepisu „Dwóch Łakomych Włochów” – według mnie najlepszy przepis jaki kiedykolwiek udało mi się wypróbować, jego sekret do długie wyrabianie.

Składniki na ciasto (3 placki): 8 dkg świeżych drożdży, 300 ml ciepłej wody, 500g mąki pszennej uniwersalnej (czasami jak mam fantazję mieszam 450g mąki uniwersalnej i 50 g mąki pełnoziarnistej) plus trochę do podsypania, 10g soli

Dodatki: garść owoców jarzębiny, kilka gałązek świeżego rozmarynu, dobra, gruba sól (np. z Guerande)

img_0018

Drożdże zalewamy ciepłą wodą, mieszamy i odstawiamy na 5-10 minut, by zaczęły pracować. W tym czasie przygotowujemy w misce 500 g mąki, zmieszanej z solą. Następnie powoli, wlewamy wodę z drożdżami do mąki, mieszamy i wyrabiamy przez kilka minut, jeżeli ciasto jest za mokre dodajemy ciutkę mąki, jak za suche kapkę wody. Odstawiamy następnie na 5-10 minut by ciasto odpoczęło, by potem energicznie wyrabiać przez conajmniej 10 minut na sprężyste ciasto o konsystencji plasteliny. Teraz odstawiamy na conajmniej godzinę do leciutko nagrzanego piekarnika, formując z ciasta trzy kule i przykrywając miskę z ciastem wilgotną ściereczką. Gdy ciasto wyrośnie formujemy trzy placki na papierze do pieczenia, układamy owoce jarzębiny, świeży rozmaryn i posypujemy gruboziarnistą solą. Pieczemy aż ciasto będzie odpowiednio zarumienione. Przypieczony spód najlepiej osiągnąć, zsuwając uformowane placki, razem z papierem, na którym leżą, na rozgrzaną blachę lub najlepiej kamień do pizzy.

Na koniec na słodko: suszona jarzębina w czekoladzie

składniki: gorzka czekolada, suszone owoce jarzębiny, gruba sól (np. z Guerande)

img_0002_2

Dojrzałe owoce jarzębiny układamy na suszarce do grzybów i suszymy. Topimy w kąpieli wodnej, 1-2 gorzkie czekolady. Dno płaskiego pojemnika wykładamy folią do żywności i wlewamy, lekko przestudzoną, stopioną czekoladę. Układamy owoce jarzębiny i posypujemy solą. Wstawiamy do lodówki na około 2 godziny, aż czekolada odpowiednio stężeje. Taka czekolada może być oryginalnym prezentem imieninowym.

 

 

Czosnek na przyszłość

IMG_2080

Czosnek sadzi się przeważnie w październiku, ale w tym roku jakoś nie było mi po drodze i dopiero dzisiaj zebrałam się w sobie i wkopałam kilkanaście ząbków.

Mam nadzieję, że nie jest za późno, bo przymrozki już dawno są i ziemia tochę zmarznięta. Zobaczymy w kwietniu, czy wykiełkują.

Ząbki są z odzysku, z mojej tegorocznej uprawy. Wybrałam najbardziej dorodne i zobaczymy.

IMG_2082

Wkładam czosnek na do dołka, na głębokość kilku, i w odległości najlepiej dziesięciu centymentrów. Czosnek uprawiam już trzeci rok i raczej zawsze się udaje. Sekret jest taki by nie sadzić za gęsto i najwyżej dwa lata w tym samym miejscu.

IMG_2070

W tym roku poza tym zaeksperymentowałam, bo na jednej czosnkowej roślinie zostawiłam kwiat, i otrzymałam na póżnym latem całą garść słodkich, najwyżej centymetrowych cebulek, zwanych cebulkami powietrznymi. Z nich też można wyhodować duże główki, tylko, o ile dobrze wyczytałam trwa to dwa lata.

IMG_2074

W każdym razie chciałam je również zasadzić, ale kroiło mi się serce jak pomyślałam, że mam narazić takie maluchy, na przeokrutny ziąb. Posadzę je dlatego w donicy, w domu. Na razie doniczka z ziemia stoi i czeka na odtajanie, bo lekko zamarznięta.

To tyle, pierwszego na tym blogu, raportu z pola walki zwanego przeze mnie Miejska Farma, czyli małego miejskiego, przydomowego ogródka.