Wegańskie puchatki z jogurtem i jagodami kamczackimi

Myślicie czasem by odmienić swoje życie? Ja myślę o tym nieustannie. I doszłam do jednego, wydaje mi się, najważniejszego wniosku: nie wystarczy o tym myśleć – trzeba działać. No i, żeby  zmienić świat wokół trzeba zacząć od siebie. Może nie od razu wszystko, bo rewolucje wiadomo jak się kończą, ale powoli, powolutku, po jednym, i … wytrwale. Obierzcie sobie cel, znajdźcie do niego drogę i zacznijcie nią iść. Po stopce, nawet po centymetrze, ale do przodu. Czasami nawet trzeba się cofnąć by z impetem ruszyć do przodu. Ale działajcie, róbcie coś, nie poddawajcie się. Trzymam kciuki, i Wy trzymajcie proszę za mnie 🙂

IMG_0006

A tymczasem, zapowiedzane poprzednio puchate placuszki przedstawiają się.

Smak jagód kamczackich, o których więcej pisałam w poprzednim wpisie (==> link), najlepiej będzie podkreślony w bardzo prostym daniu. Może to być nasze pożywne śniadanie, albo deser. Lekki, słodko-kwaskowy smak jagody kamczackiej, podkreślony jest tutaj przez charakterność jogurtu w stylu greckim. Jeżeli nie macie dostępu do jagód kamczackich użyjcie jagód leśnych, lub mało słodkich konfitur (truskawkowych lub jagodowych).

IMG_0003_1

Przepis na kilkanaście placuszków

2 szklanki (280g) mąki

1,5 łyżki mielonego siemienia lnianego

1 łyżeczka proszku do pieczenia (oczywiście jak zwykle namawiam do ekologicznego z kamieniem winnym)

szczypta soli

2,5 szklanki wody

olej do głębokiego smażenia (około 1/3 butelki)

pół szklanki jagód kamczackich

jogurt (mleczny lub wegański) typu greckiego

kilka listków mięty pieprzowej do dekoracji

IMG_0005_4_1

Łączymy ze sobą suche składniki (mąka, simie, proszek do pieczenia, sól), wlewamy wodę i mieszamy aż do uzyskania gładkiego ciasta o trochę gęstszej konsystencji niż ciasto naleśnikowe.

Do rondla lub głębokiej patelni wlewamy olej na głębokość 2-2,5 cm (im głębszy olej, tym wyższe będą placuszki), mocno rozgrzewamy i wlewamy partami, po 2-3 łyżki na placek, smażymy z obu stron przez maksimum minutę, na

złoto-brązowy kolor. Po wyjęciu, odsączamy z oleju na ręczniku papierowym. Podajemy z jogurtem typu greckiego i posypujemy jagodami. Smacznego.

Czuwaj 🙂

IMG_0006_2

 

 

Najlepsze jagody pod słońcem, opowieść o jagodzie kamczackiej

Jagoda kamczacka – najzdrowsza jagoda

Nic nie jest trwałe. Cały świat wokół nas nieustannie się zmienia. Nawet najtwardszy kamień podlega erozji, nie mówiąc już o naszych organizmach. Pomimo to, żeby przez długie lata pozostać w dobrym zdrowu powinniśmy bardzo zwracać uwagę na to co jemy.

Wiele z schorzeń, które nas dotykają mają podłoże metaboliczne (niektórzy naukowcy twierdzą, że nawet ponad 80%), czyli wpływa na nie to co spożywamy. Jednym z najbardziej niszczycielskich procesów wpływającym na nasze ciało jest utlenianie, które powodować może powstawanie wolnych rodników a potem komórek rakotwórczych, stanów zapalnych, reakcji alergicznych.

Owocem, który jest prawdopodobnie najmocniejszym przeciwutleniaczem – jest mało u nas znana jagoda kamczacka. Jej współczynnik ORAC wynosi 21 647/100g świeżego owocu (zalecana dzienna dawka to 5 000 – 1/4 szklanka jagody kamczackiej), i jest o prawie 5 000 pkt wyższy niż współczynnik aronii (16 062), i czterokrotnie wyższy niż ORAC borówki amerykańskiej (4 669).

W 100g owocu jagoda ta zawiera aż 59 mg Wapnia, 65 mg Witaminy C, i 48mg Fosforu, znacznie więcej niż winogrona i pomidory.

Fito-substancje zawarte w tych jagodach mają ochronny wpływ na wątrobę, tkankę nerwową, naczynia kwrionośne, siatkówkę i naczyniówkę oka, działają przeciwcukrzycowo, przeciwzawałowo, antyoksydacyjnie, przeciwzapalnie, przeciwzakrzepowo. Mają również działanie ochronne na trzustkę, układ wieńcowy, rozszerza naczynia i zapobiega miażdzycy. Polecane przy: stanach zapalnych wątroby, trzustki, nerek, degradacji układu nerwowego, nieszczelności i stanach zapalnych jelitchoroby alergiczne, degradacje i stany zapalne oka, itd, itd.

Niestety, na większości bazarków te jagody są niedostępne, dlatego trzeba samemu je uprawiać. Mi, kilka lat temu, w stoisku ogrodniczym zwykłego supermarketu, udało się kupić trzy sadzonki. Poszukajcie. Podobno łatwo można przygotować sadzonki – ja właśnie próbuję.

Jagody kamczackie (nazwa poprawna wiciokrzew siny) rosną w rejonie Azji Północno-Wschodniej. Są krzewami odpornymi na srogie warunki pogodowe, czyli idealne do naszego klimatu. Kwitną wczesną wiosną, a owocują właśnie teraz, znacznie przed, tak popularnymi borówkami amerykańskimi. Nie są trudne w uprawie. Jako większe krzaki znoszą nawet przesadzanie – dwa lata temu moje wykopane były na kilka dni w związku z pracami remontowymi na moim osiedlu, i przeżyły. W tym roku owocują u mnie po raz czwarty. W pierwszym roku były słownie dwa owocki, a w tej wiosny zebrałam z trzech małych krzaczków ponad szklankę jagód.

Kwaskowe w smaku, są  dzięki temu świetnym składnikiem koktajli albo doskonałe jako dodatek do naleśników.

Jeżeli uda Wam się kupić gdzieś takie jagody to najlepiej jeść je na surowo. Proponuję np. taki koktajl mojego pomysłu, ze świetnie zrównoważonymi smakami.

Koktajl/smoothie z jagodami kamczackimi (wegański) dla dwóch osób

2 banany

3/4 szklanki truskawek

1/2 szklanki jagód kamczackich

5 dużych liści mięty najlepiej pieprzowej

1/2-3/4 szklanki wody

Na zdrowie! 🙂

PS. W następnym odcinku placuszki wegańskie z jogurtem greckim i jagodami. Czuwaj!

 

Żródła:

http://www.rozanski.li; http://www.jagoda-kamczacka.com; http://www.pl.wikipedia.org

Babka na talerzu – pierwszy krok do samowystarczalności

Samowystarczalność. Moim sekretnym marzeniem jest mieszkać w domu otoczonym wielkim ogrodem, z ogromnym warzywnikiem. Widzę siebie jak gotuję wykorzystując wszystko co może ofiarować mi pani Flora. Chciałabym omijać sklepy tak często jak to tylko możliwe, znajdując w ogrodzie i otaczającej przyrodzie jedzenie jakiego potrzebuję. Dlatego jedną z książek, do których ostatnio często sięgam jest „Dzika kuchnia” Łukasza Łuczaja. Dzięki niej bawię się ostatnio w „babkę zielarkę” i chodzę z nosem w trawie.

IMG_4349

Jeden z ostatnich weekendów był sponsorowany przez literę B jak babka (lancetowata). Wraz z cudowną gospodynią miejsca sobotnio-niedzielnego wypadu, zbierałyśmy jadalne dzikie rośliny, ścigając się z koszącym trawę gospodarzem. Ja ograniczyłam się do poszukiwania babki, o której wcześniej trochę czytałam, natomiast moja towarzyszka zbierała dodatkowo szczaw, popularny niegdyś, a teraz raczej zapomniany.

Babka lancetowata – w naszych ogródkach uważana obecnie za chwast, była i jest w zielarstwie ważnym materiałem. Jej wyciąg stosowany jest w schorzeniach układu pokarmowego i oddechowego (działanie przeciwkaszlowe, przeciwzapalne i osłaniające), zewnętrznie – surowe liście to popularne antidotum na ukąszenia owadów i rany. Różne gatunki babki stosowane były w kuchniach ludowych na całym świecie, od Francji i Włoch po Chiny, a nawet Amerykę Północną.

Babka lancetowata występuje na suchych, piaszczystych łąkach, a liście zbiera się po kwitnieniu, od maja do września.

Od dawna poszukiwałam tego ziela, bo chodziło mi właśnie o tę odmianę, i wreszcie udało się, a moje zbiory postanowiłam wykorzystać w mojej kuchni. Jestem wielką miłośniczką indyjskich dań zbożowych – dlatego babka lancetowata wydała mi się wprost idealna jako nadzienie placków paratha – popularnych indyjskich chlebków. Często robię sobie tego rodzaju przysmaki na zimny lunch do pracy. Co i Wam polecam.

paratha1

Przepis

300 g mąki pół na pół zwykłej i pełnoziarnistej pszennej typ 2000

2-3 łyżki oleju kokosowego lub ghee (masła klarowanego, najlepiej własnej produkcji)

łyżeczka soli (najlepiej różowej himalajskiej)

około pół szklanki wody

pęczek liści babki lancetowatej

1-2 łyżki oliwy z oliwek

1 łyżeczka kuminu (kmin rzymski)

1 łyżeczka garam masala

suszona lub świeża papryczka chilli

Ciasto: Do mąki dodajemy sól i olej kokosowy, palcami rozdrabniając, żeby otrzymać jednolitą, sypką „masę”, a następnie stopniowo dodajemy wodę, wyrabiamy, żeby otrzymać ciasto o konsystencji plasteliny i odkładamy przykryte na 30 minut do lodówki.

Farsz: Liście babki tniemy na 1-2 cm kawałki. Na rozgrzaną patelnię wrzucamy kumin, prażymy przez chwilę, dodajemy świeżej lub suszonej chilli (ja lubię ostro i dodaję porządną szczyptę), a następnie oliwę, garam masalę i dusimy przez maksimum 5 minut pod przykryciem.

Ciasto dzielimy tak aby otrzymać 16 kulek i każdą rozwałkowujemy by utworzyć równe placki o średnicy około 10 cm. Na jednym placku kładziemy łyżeczkę farszu, równomiernie na całej pwierzchi (oprócz boków), przykrywamy drugim plackiem i delikatnie wałkujemy by połączyć warstwy. Nadmiar płynu, który mogą puścić duszone liście, możemy odsączyć ściereczką, następnie podpiekamy na rozgrzanej, suchej patelni przez 1-2 minuty z każdej strony. Placki najlepiej smakują z jogurtem (tradycyjnym lub wegańskim) z miętą i kolendrą z kapką soku z cytryny i skórką cytrynową. Polecam jako przekąskę lub lunch do pracy.

Ciasto można zrobić dzień wcześniej i przechować w lodówce.

Źródła: „Dzika Kuchnia” Łukasz Łuczaj, „Zioła w doniczkach” Effie Romain, Sue Hawkey, http://www.rozanski.li ,

paratha2