
Czosnek sadzi się przeważnie w październiku, ale w tym roku jakoś nie było mi po drodze i dopiero dzisiaj zebrałam się w sobie i wkopałam kilkanaście ząbków.
Mam nadzieję, że nie jest za późno, bo przymrozki już dawno są i ziemia tochę zmarznięta. Zobaczymy w kwietniu, czy wykiełkują.
Ząbki są z odzysku, z mojej tegorocznej uprawy. Wybrałam najbardziej dorodne i zobaczymy.

Wkładam czosnek na do dołka, na głębokość kilku, i w odległości najlepiej dziesięciu centymentrów. Czosnek uprawiam już trzeci rok i raczej zawsze się udaje. Sekret jest taki by nie sadzić za gęsto i najwyżej dwa lata w tym samym miejscu.

W tym roku poza tym zaeksperymentowałam, bo na jednej czosnkowej roślinie zostawiłam kwiat, i otrzymałam na póżnym latem całą garść słodkich, najwyżej centymetrowych cebulek, zwanych cebulkami powietrznymi. Z nich też można wyhodować duże główki, tylko, o ile dobrze wyczytałam trwa to dwa lata.

W każdym razie chciałam je również zasadzić, ale kroiło mi się serce jak pomyślałam, że mam narazić takie maluchy, na przeokrutny ziąb. Posadzę je dlatego w donicy, w domu. Na razie doniczka z ziemia stoi i czeka na odtajanie, bo lekko zamarznięta.
To tyle, pierwszego na tym blogu, raportu z pola walki zwanego przeze mnie Miejska Farma, czyli małego miejskiego, przydomowego ogródka.