Dlaczego wojna tak fascynuje? To była główna myśl podczas lektury „Inszallah”. Zaznaczyć chcę, że nie miałam na myśli ekscytacji śmiercią, raczej relacjami, które powstają pomiędzy uczestnikami takich wydarzeń. Kiedy pozostajemy w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia, wszystko co nieistotne przestaje się liczyć. Świat staje się kontrastowy, ostrzejszy, wręcz czarno-biały – przeżyć, zjeść, przespać się – przetrwać kolejny dzień. Może dlatego ludzie ciągle i ciągle wracają do sytuacji ekstremalnych, gdy nie trzeba zajmować się trywialnościami dnia codziennego i niuansami powszedniości.

Nieuchronność, karma, los, antyczne fatum. Nieważne jak byśmy kierowali naszym życiem, to co jest nam pisane i tak się wydarzy. Zgadzam się z takim przekazem Pani Fallaci, ale tylko do pewnego momentu. Jesteśmy, uważam, kowalami własnego losu. Wierzę, że możemy na niego wpływać, nawet poprzez maleńkie, mikroskopijne decyzje. Inaczej byłoby przerażająco, bo utracilibyśmy nadzieję na zmianę. A to podstawa, bo bez nadziei odechciewa się wszystkiego, wiem coś o tym. To nadzieja popycha nas do działania i daje siłę by wstać rano i zrobić coś innego, niezwykłego, a może nawet po raz tysięczny tego czegoś zwykłego.
„Inszallah” jest dla mnie pierwszą powieścią Oriany Fallaci. Konstrukcja nosi wiele cech greckiej tragedii (fatum postaci, konflikt – zderzenie dwóch przeciwstawnych światopoglądów, prowadzący do nieuniknionej katastrofy – potworne wydarzenia otwierające akcję, jednoosobowy chór komentujący wydarzenia). Po pierwszych, przerażających opisach, następuje uspokojenie – długie, dokładne przedstawienie bohaterów tragedii – żołnierzy włoskiego kontyngentu stacjonującego w pogrążonym konfliktem Bejrucie. Te fragmenty mogą wydać się monotonne i mało ciekawe, ale warto przedrzeć się przez te strony, bo wyjaśniają wiele kiedy, obserwujemy zachowanie i decyzje podejmowane przez bohaterów.
„Inszallah” coraz to połykała mnie i wypluwała. Wciągała, nie dając oderwać się, pochłaniałam strony gwałtownej akcji, by potem z uspokojeniem, zagłębić się w refleksjach autorki.
Lektura „Inszallah” to rodzaj katharsis – oczyszczenia, opowiedziana historia jeszcze długo wraca do mnie, nie pozwala o sobie zapomnieć.

Wczoraj minęła 10. rocznica śmierci Oriany. Teraz czytam jej wstrząsającą, publicystyczną, „Siłę rozumu”.
ps. Po zakończeniu lektury „Inszallah” długo zbierałam się do napisania o tej książce, moje wrażenia musiały dojrzeć, wyklarować się. Tutaj mój wpis kiedy zaczynałam ją czytać ==> link.